Iga Świątek i jej pierwsza miłość – a dziś ciągle wpływa na jej grę — 👉 Tego się nie spodziewasz!

Zanim Iga Świątek została mistrzynią kortów, zanim świat usłyszał jej nazwisko w kontekście Wielkich Szlemów, była tylko dziewczynką z ogromnym sercem… i pierwszą miłością, która wcale nie była chłopakiem. To była miłość do sztuki perfekcji. Do gry. Do dyscypliny.

Dla wielu pierwsza miłość kojarzy się z nastoletnim zauroczeniem, ale dla Igi była nią rakieta tenisowa. To ona uczyła ją wytrwałości, cierpliwości, a przede wszystkim – oddania. W każdym uderzeniu piłki czuć echo tej pierwszej fascynacji. I choć z wiekiem przyszły sukcesy i zmęczenie, ta miłość pozostała niezmieniona – może nawet głębsza niż kiedykolwiek.

Ale Iga miała też ludzką pierwszą miłość – kogoś, kto nauczył ją, że emocje potrafią być zarówno skrzydłami, jak i kajdanami. Choć to uczucie było młodzieńcze, to wciąż je pamięta. Dlaczego? Bo to doświadczenie pomogło jej zrozumieć, jak radzić sobie z presją, jak okiełznać emocje, kiedy stawka jest ogromna.

Dziś Iga gra nie tylko ciałem, ale też sercem. I w każdym ważnym meczu, każdej walce o punkt, można dostrzec cień tamtej pierwszej miłości – do gry i do osoby, która ją ukształtowała.

To właśnie dlatego jej styl gry jest tak autentyczny. Bo ona nie walczy tylko o zwycięstwa. Ona gra z miłości. I to czyni różnicę.